W jednym z poprzednich tekstów pisałem o piwach, które – w mojej opinii – w znaczny sposób wpływają na polski rynek. Piwa takie jak „Żytnie”, „Bracki Koźlak Dubeltowy”, „Belgijskie Pale Ale”, czy „Dymione” uważam za kroki milowe na polskiej piwnej mapie… Ostatnio na uwagę zasługuje projekt „Browar Pinta” z seriami takich piwa jak „a’la Grodziskie”(Grodziskie), „Czarna Dziura” (Dark Lager), „Odsiecz wiedeńska” (Vienna Lager), czy „Atak Chmielu” (American India Pale Ale).
Jednak we wspomnianym tekście zastosowałem w odniesieniu do tych piw określenie „awangarda”. Piwa te, to rzadko spotykane style, skierowane do piwoszy wprawionych, umiejących docenić kunszt sztuki piwowarskiej, a przede wszystkim o podniebieniach gotowych na przyjęcie smaku wędzonki, kwaskowatej kisielowatości żytniego, owocowego wręcz chmielowego aromatu (AIPA), czy wytrawności Jasnego Belgijskiego Ale.
Pisząc ten tekst pomyślałem jednak, że Polska wcale nie musi być drugą Belgią, gdzie każda miejscowość lubuje się we własnym piwnym „eksperymencie” i broni go niczym niepodległości. Nie tędy droga… Może panująca w naszym kraju pogoda, dieta, czy przyzwyczajenia nie sprzyjają wielkim piwnym rewolucjom. Pewnie nie każdy z polskich piwoszy nawet jeżeli „piwne autorytety” i browarniani decydenci zaleliby rynek irlandzkimi ale, koleschami, weizenbockami, czy witbierami uległby temu czarowi. Nie!!! Nie jestem przeciwnikiem tych piw – więcej – uwielbiam wity, weizenbocki i koelsche, ale wiem też, że piwa te nigdy nie będą podstawą naszego rynku…
Czy jest zatem alternatywa. Pomyślałem sobie, że może trzeba zrobić z naszego kraju małe Czechy. Wszyscy wiedzą, że Czechy to jeden z piwnych rajów. Jednak jeżeli pomyśli się o piwach dostępnych w Czechach nie spotka się setek różnych gatunków o diametralnie odmiennych właściwościach. Siłą czeskiego piwnego rynku jest to, że Czesi dbają o maksymalnie wysoką jakość swoich 100, 110, 120. Wszystkie te piwa mają podobny charakter: są lagerami, o niedużej rozpiętości ekstraktu, z odmiennymi sposobami zacierania piw jasnych i ciemnych. Czy takie kształtowanie rynku jest złe… zapewne nie! Jeżeli browary takie jak U Miedvidku, U Fleku, Svijany i dziesiątki innych warząc to samo piwo są w swym „fachu” mistrzami nie maja potrzeby zmieniać czegoś zupełnie. To trochę tak jak z bokserem wagi ciężkiej, jeżeli ktoś jest mistrzem świata i po kolei odprawia kolejnych pretendentów cały czas pozostaje niepokonany. Także w Czechach pojawiają się nowe inicjatywy. Browar Kocour – co chwila rzuca nowe pomysły; Primator z Nachodu na stałe wprowadził na rynek piwo pszeniczne, stouta, czy pale ale… jednak mimo wszystko Czechy to kraj, w którym (parafrazując reklamę) król jest jeden i zwie się Pilzner.
A jak wygląda obecnie rynek piwa w Polsce. Nie będę wspominał o nieprzebranym morzu koncernowego lagera – od klasy premium, po ten dyskontowy. Jest on uzyskiwany w trakcie procesu wspomaganego chemią, z użyciem surowców niesłodowych, a przede wszystkim dzięki metodzie HGB (High Gravity Brewing) – o tych dziwacznych metodach będzie jeszcze okazja napisać osobny tekst. Jednak także wśród piw uważanych za dobre, rzemieślnicze pojawia się więcej piw wypieranych przez kolejne klony tych samych piwnych pomysłów. Gdy na rynku pojawiały się pierwsze piwa miodowe (z Ciechanowa, czy „Miodne” z Browaru Kormoran) uważałem, że wzbogaci to rynek. Jednak przy każdym kolejnym piwie o smaku złamanym miodem zaczynałem się męczyć. Może nie byłoby tak, jeżeli do piwa – tak jak w „Miodnym” dodawano by prawdziwy miód. Może zobaczenie pszczelej pasieki – jak ta spod Jonkowa, w której zaopatruje się Kormoran – byłoby dodatkową atrakcją. Najczęściej jednak browary ograniczają się jedynie do „E” o aromacie miodu. Miodowy trend – którego nie powstydziłaby się nawet sama pszczółka Maja – osiągnął tak znaczne kręgi, że nawet browary duże zaczęły iść w tym kierunku (vide Łomża Miodowa).
Na czym zatem można by zbudować polski rynek piwa. Jeżeli pomyślę o naszej diecie, warunkach atmosferycznych w ciągu całego roku, czy w końcu o naszych piwnych przyzwyczajeniach to myślę, że warto by budować klon rynku czeskiego z uzupełnieniem oferty o piwa „kobiece” z udziałem miodu i owoców. Potrzeba nam zatem piw jasnych i ciemnych dolnej fermentacji dzielących się na dwie zasadnicze grupy. Piwa lżejsze: ciemne w stylu czeskiego tmavego i jasnego pilzenra (o bogatej słodowości i szlachetnej wyraźnej goryczce). Wydaje się, że pierwszymi próbami uwarzenia takich piw są jasny i ciemny Koromoran. Przeciwwagą dla tych propozycji mogłyby być głębokie słodowe piwa o bursztynowej barwie w typie marcowego. To szlachetne i wyśmienite piwo jest wielkim polem do popisu dla polskich piwowarów. Mimo tego, że to piwo w miarę jasne i dolnej fermentacji nie jest jeszcze w Polsce popularne i to zadanie dla małych browarów.
Podobnie w kategorii piw mocnych, potrzeba jasnego i ciemniejszego. Ideałem było by, gdyby jednym z tych piw byłby koźlak. I nie chcę wyjść na bezmyślnego piewcę, ale metodę kształtowania oferty znalazł właśnie Kormoran. Uznałbym ja za najciekawszą, gdyby Krzepkie (Strong leagra) zastąpił jakiś wspaniały Bock (jak choćby szczycieński jurnadowy kuzyn), ale cóż „o gustach nie powinno się dyskutować”.
Mimo tego cały czas wierzę w świetlaną piwną przyszłość… mam nadzieję, że nadejdzie czas, kiedy będę mógł siąść wieczorem przy szklance piwa, a polskie browary zapewnią mi prawdziwe bogactwo piwnych stylów. Bo właśnie tego bogactwa najbardziej mi brakuje…

Paweł Błażewicz