Wydaje się, że doczekałem się spełnienia kolejnego piwnego marzenia. Co więcej, spełniło się ono znów za sprawą olsztyńskiego Browaru Kormoran. Browar uwarzył piwo marcowe… bursztynowe, pełne słodowego bogactwa – niczym spichrze po żniwach – piwo dolnej fermentacji. O potrzebie zaistnienia takiego piwa pisałem w tekście „O złudnym bogactwie” i chyba się doczekałem. Nota bene cały czas z wytęsknieniem czekam na powrót do Olsztyna koźlaka, a zwycięskie piwo Wojtka Piaseckiego-Wieliczko (V Pomorski Konkurs im. S. Phalke – kategoria Bock – piwo „Skok w Bock”) wydaje się idealnym kandydatem.
Wracając jednak do marcowego… to długo oczekiwane piwo, to prawdziwa ikona europejskiego piwowarstwa. Marcowe to jeden z najstarszych znanych stylów piwnych w Europie. Początkowo było to bardziej pojęcie dotyczące sposobu i okresu warzenia piwa niż określenie stylu. Było to bowiem piwo warzone na zakończenie sezonu i szynkowane na początek nowego okresu warzenia w czasie świąt dożynkowych.
Piwo „marcowe” warzone było także w Prusach. Potwierdza to „Ustawa Warmińska” z 1517 roku, która zezwalała na warzenie piwa od św. Bartłomieja (24 sierpnia) do końca kwietnia. Zatem i na Warmii ostatnie piwa warzono w marcu, by beczki można było zaszpuntować przed 1 maja. Piwo takie leżakowało w beczce do początku nowego sezonu piwowarskiego. Wówczas „marcowe” zwalniało beczki dla młodego piwa, a kuflami pełnymi wyleżakowanego piwa wznoszono toasty jesiennych świąt plonów.
Jednak prawdziwy „przełom marcowy” przyniosła druga połowa XIX stulecia. Wówczas to wprowadzenie i upowszechnienie piw dolnej fermentacji pozwoliło na nadanie Piwu Marcowemu nowego oblicza. Około 1840 roku – niedługi czas po izolacji drożdży dolnej fermentacji – Gabriel Sedlmayr w oparciu o piwo w stylu Vienna Lager stworzył nowe piwo marcowe znane w chwili obecnej. Wielkiej karierze tego piwa pomogły też obchody ślubu księcia bawarskiego Ludwika i księżniczki Teresy von Sachsen-Hildburghausen (12 października 1810). Wówczas to rozpoczęła się kariera najbardziej rozpoznawalnego piwnego święta na świecie. Święta Piwa, które jak żadne inne nie kojarzy się ze wspólnym radosnym świętowaniem udanych żniw. I nie chce wnikać w akademickie już debaty, czy Piwo Marcowe i Festbier to jeszcze jeden styl, czy już dwa różne. Dla mnie wystarczająco radosną informacją jest to, że będę miał okazję spotkać na polskim rynku Piwo Marcowe, a im bardziej oddane piwnej tradycji tym większa mu chwała.
Na taki skryty w tanku leżakowym skarb będę wyczekiwał przez całe lato. Po Olsztyńskim Piwie Marcowym spodziewam się piwa o bogatym słodowym aromacie z lekką nutą zapachu przypieczonej skórki świeżego chleba. Za każdym razem gdy pije marcowe piwo to urzeka mnie piękną i trwałą czapą piany, która skrywa głęboko złoty kolor piwa. Z wytęsknieniem będę czekał na pierwszy łyk piwa o pełnym słodowym smaku lekko tylko uszlachetnionym chmielową goryczką.
Myśląc zatem o prastarym zwyczaju warzenia piw marcowych; rozważając XIX-wieczną zmianę marcowego w piwo dolnej fermentacji; analizując jego karierę równoległą do Oktoberfest – będę czekał na debiut Olsztyńskiego Piwa Marcowego… nie będę jednak czekał bezczynnie – wezmę kilka butelek „Rześkiego”, kilka jasnych „Kormoranów” i ze znajomymi przy grillu będziemy czekać na pierwsze jesienne dni.
Paweł Błażewicz